Dzisiaj, jak na weekendowy ożywiony ruch na amerykańskich drogach i w parkach narodowych poszło nam bardzo sprawnie. Amerykanie uwielbiają wypady na weekend do Parków Narodowych w tym Sequoia Park . Tym bardziej w okolicy święta Independence Day.
Trasa na dzisiaj to ponad 320 mil z Fresno, przez Kings Canyon, Sequoia Park, aż do małej dziury pośrodku pustyni Ridgecrest. W te 11 godz. naszej podróży mieliśmy widoki na piękne zielone lasy, cudne łąki, aż po pustynne klimaty.
Wyjechaliśmy dla odmiany o 6:00 😉 i dzięki temu w naprawdę komfortowych warunkach zwiedzaliśmy wszystkie atrakcje. Bez tłumów na wjazdach do parków, parkingach i spotach do fotek.
Najpierw pojechaliśmy, znowu wspinając się pod górę, do Kings Canyon zobaczyć drugie największe na świecie drzewo, czyli sekwoję General Grant Tree. Ponad 80 metrów! Było pusto…. tylko my i olbrzymie sekwoje. Potem tylko przypałętał się jakiś dziwny latynoski turysta, który stojąc pod sekwoją pytał się nas: gdzie jest to duże drzewo? No cóż, co było robić? Człowiek w potrzebie to wskazaliśmy drogę. W 100% skutecznie bo, trafił bez problemu w minutę 🙂
Dalej krętą i wąską drogą Highway 180 zwaną King Canyon Scenic Byway, ruszyliśmy do Squoia National Park. Najpierw zobaczyć słynne General Sherman Tree. Skoro widzieliśmy drugie co do wielkości, to teraz nadszedł czas na największe drzewo świata. Ponad 84 m wysokości i 8 metrów średnicy. Kubatura kolosalna. Znowu przydała się zewnętrzna soczewka szerokokątna do Iphone’a. Bez niej nie miałbym żadnych szans kadrować tych kolosów. Muszę znowu uważać, bo lubi się cholerstwo przesuwać na telefonie i lekko zasłaniać kadr. Kilka fotek tak już zepsułem.
No, to fotki, zrobione, widoki Sequoia Park utrwalone w głowie, a teraz i na blogu, na wieki.
Można ruszać dalej, do Moro Rock, Tunnel Log i pięknej Crescent Meadow. Tyle, że już shuttlem. Samochód w weekendy i święta trzeba obowiązkowo zostawić np. na parkingu przy Giant Forrest Museum. Nie jest to złe rozwiązanie, ale przypomnę złotą zasadę: w parku należy być przed 9 rano. W szczególności w weekendy, i ogólnie w sezonie wakacyjnym. Potem parkingi się zapełniają naprawdę błyskawicznie. Tym bardziej w modnym Sequoia Park
Shuttle jeżdżą co 15 min. więc szybko dotarliśmy do Moro Rock. To wielka, granitowa skała z której są fantastyczne widoki. Na szczyt wiedzie ok 350 kamiennych schodków. Całkiem wygodnych. To krótka i mało wyczerpująca dla nas wędrówka. Jednak patrząc na mijanych typowych amerykańskich turystów, którzy chyba odpowiednią dietą postanowili dorównać objętością którejś z sekwoi, to zastanawialiśmy się czemu tu nie ma punktu lekarskiego, (to hint dla włodarzy Sequoia Park) bo cześć z nich miała stan przedzawałowy już po 100 stopniach 🙂
Widoki były rzeczywiście super. W drodze na szczyt, jak i na nim samym, co chwila tablice ostrzegające przed piorunami, które bardzo chętnie uderzają w ten granitowy niczym nie osłonięty i wystający szczyt. Na szczęście pogoda dopisała, i nie musieliśmy salwować się ucieczką.
Dalej podjechaliśmy do Tunnel Log. To nic innego jak „tunelik” w powalonej wielkiej sekwoi. Jeden z bardzo popularnych motywów pocztowych z Sequoia Park
Poza weekendami, kiedy Crescent Meadow Road jest otwarta dla ruchu, można tam przejechać swoim samochodem, o ile oczywiście gabaryt auta pozwoli. My musieliśmy zadowolić się, przejściem na nogach.
Kolejny przystanek shutlla to Crescent Meadow. Tam, krótki dwumilowy szlak wokół przepięknej, cudnie zielonej łąki, przez uroczy las. Chwilami jednak posępny, ze spalonymi pniami olbrzymich drzew, złamanych w połowie gigantycznych sekwoi. Szlak wiedzie obok Tharp’s Log, czyli bungalowu zbudowanego w zwalonej sekwoi przez pionierów w XIX w.
Żadnego niedźwiedzia nie spotkaliśmy, a podobno akurat łąka jest ich częstym miejscem pobytu i są nawet ostrzeżenia przy wejściu na szlak.
No i tyle naszego zwiedzania.
Wróciliśmy do auta, i ruszyliśmy do wyjazdu w kierunku Three Sisters. Jeśli do tej pory twierdziłem, że drogi Big Sur, Yosemite, czy ta dzisiejsza przez Kings Canyon były kręte, to nie wiedziałem co to znaczy naprawdę kręta droga. Zjazd z ponad 2 tys m n.p.m tą prawdziwą serpentyną, z dziesiątkami zakrętów o 180 i więcej stopni, dostarczył niezapomnianych wrażeń, i był niezłym sprawdzianem z szybkiego operowania kierownicą. Test zdałem. Dojechaliśmy w całości. Może w końcu uda mi się zmontować filmik z tego przejazdu z kamerki samochodowej. Wtedy będzie dowód na na to, z czym przyszło mi się zmierzyć 🙂
Wyjechaliśmy z parku głównym wjazdem we Three Rivers. Dalej obok jeziora Kaweah pomknęliśmy z prędkością 75 mph, prostymi drogami, przez Bakersfield i Mojave do miejsca noclegu w Ridgecrest.
Po drodze minęliśmy malutkie Ghost Town jakich pełno w tych pustynnych okolicach. Jeszcze więcej jest w Nevadzie. Może na jakieś jeszcze wpadniemy.
No, nic pozostało coś zjeść i tutaj miła niespodzianka, zapadła dziura, a lokalnych knajpek sporo. Zresztą motel też przyzwoity. Kierując się opiniami jak zwykle z Yelpa, wybraliśmy tajską, prowadzoną przez rodzinę knajpkę. Nie żałowaliśmy !
Przy okazji jeszcze raz napiszę: szukając restauracji, to Yelp właśnie, a nie Tripadvisor najlepiej sprawdza się w USA bo jest używany prze „lokalesów”.
O temperaturze na zewnątrz to nie ma co wspominać bo tutejsze 37,5 stopnia, to tyle co obecnie w Warszawie 🙂
Jutro jednak, z samego rana jedziemy do Death Valley. Chcemy tam pozwiedzać max. do 11 rano.
Na dobranoc zachodzące nad pustynią słońce zaserwowało nam istną feerię barw. Tym razem to Mateusz cykał fotki.
Nie wiem czy wiesz ale tworzysz bardzo ciekawe i inspirujące treści. Trzymaj dalej tak wysoki poziom, a już wkrótce osiągniesz szczyty wyszukiwarek na topowe frazy 🙂
Przyznam szczerze, że miło i przyjemnie się czyta Twój Portal. Masz wielki talent, ambicję i lekkie pióro… gratuluję 🙂
Fajnie, że są wyszukiwarki internetowe i takie portale w sieci jak Twój. Jest merytoryczny i lekko zabawny widać, że wkładasz wiele serca w każdy post. Dzięki!