Zgodnie z naszymi przewidywaniami to był wyczerpujący dzień. Wyruszyliśmy równo o wschodzie słońca. Po drodze w Blanding zjedliśmy typowe amerykańskie śniadanie w knajpce pełnej niepowtarzalnego klimatu country Yaks Cafe prowadzonej przez właścicielkę, Polecam. Naprawdę fajne miejsce na szybkie, typowo amerykańskie śniadanie. Najedzeni, ruszyliśmy do regionu Moab.
Przed 9:00 rano byliśmy u wrót Arches National Park. Kolejka do wjazdu całkiem spora. W końcu to amerykański długi świąteczny weekend z Independence Day i Amerykanie masowo podróżują. Zresztą dzisiaj spotkaliśmy dwie różne grupy Polaków mieszkających ponad 20 lat w USA. I potwierdzili, te zwyczaje. Chociaż oni akurat tyle lat mieszkając i pracując w New York City, po raz pierwszy ruszyli na zwiedzanie zachodu USA. Dziwne.
Nas jednak, bardziej niż kolejka do wjazdu, martwiła rosnąca w zawrotnym tempie temperatura za oknem klimatyzowanego na szczęście auta.
W sumie jescze ranek, a już 28 stopni w cieniu. No ale co zrobić. Parkujemy, na jednym z ostatnich wolnych spotów, bierzemy butelki z wodą, Czapki, humor i ruszamy na kilka szlaków. W tym obowiązkowy 3 milowy do Delicate Arch – symbolu stanu Utah.
No to idziemy zdobywać Arches
Szlak – w obie strony ok. 3 mile – prowadzi całkiem ostro pod górę, litą skałą. Zero cienia, no chyba że ktoś pod suchym krzakiem się położy. Wędrówka w tym palącym słońcu, była całkiem sporym wyzwaniem, mimo że to raptem 200 m. przewyższeń. Jednak było warto się przemęczyć! Na samej górze pod łukiem nawet nie tak tłoczno. Nasze tempo było zdecydowanie szybsze od ciężkich amerykańskich turystów i zostawiliśmy ich daleko za sobą 🙂
Potem w tym upale wędrowaliśmy jeszcze 2 mile na innych, krótszych na szczęście i mniej wymagających, szlakach. Czyli Devil’s Garden i Balanced Rock. Było już południe, i w cieniu 36 stopni. Na słońcu, odbijającym się od tych piaskowców było sporo ponad 50 stopni. Hektolitry wypitej wody nie pomagały za bardzo. Pozwalały po prostu przetrwać to piekło ;).
Dobrze, że w parku jest kilka miejsc na szlakach gdzie można uzupełnić zapas źródlanej i pitnej wody. Garmin Fenix jak się potem w Garmin Connct okazało zaniżał temperaturę. Chciałbym żeby to było 25 stopni 🙂
Nie było jednak za dużo czasu na rozczulanie się nad naszym losem, bo po tym szybkim przemarszu przez Arches trzeba się było zbierać do kolejnego parku w rejonie Moab, czyli Canyonlands. To około godziny drogi od Arches. Park dużo bardziej rozległy od kameralnego w sumie Arches, i nie tak popularny.
Kolejki do wjazdu nie było wcale, zatem po krótkiej wizycie w Visitors Center, zorientowaniu się ile czasu zajmuje przejście poszczególnych tras, ruszyliśmy na kilka szlaków. Wydawało się optymalnych w istniejących warunkach pogodowych i czasowych ). Wszystkie trasy pogrupowane wg stopnia trudności i opisane jak na tych zdjeciach:
Po lekturze folderów, tablic z mapkami w Visitors Center, zrozumiałem jak piękne są te tereny Moab dla miłośników szaleństw na rowerach Enduro i MTB. Piękne trasy, różnej trudności, wypożyczalnie rowerów na miejscu są też i firmy organizujące wielodniowe rowerowe wyprawy. Super. Kiedyś muszę to zaliczyć, ale nie z Mateuszem, jako że on nie podziela mojej rowerowej pasji. Póki co. Zatem koledzy z XBTeam – mamy wyzwanie 🙂
I znowu kolejne mile do pokonania po skałach i kamieniach skąpanych w palącym słońcu. W dosyć szybkim tempie przeszliśmy prawie 3 mile, niby mało wymagającymi trasami do Mesa Arch, potem Aztec Butte, Whale Rock, aż po Upheval Dome.
Przyznaję, że mieliśmy jeszcze w planie podejść na Grand View Point, ale ten upał nas pokonał.
Odpuściliśmy sobie, bo przecież czekała nas jeszcze ponad 2 godzina podróż do miejsca naszego noclegu w Grand Junction leżące w stanie Kolorado. Tym samym, odwiedzamy kolejny, piąty już stan na naszym roadtripie. Czyli jedyne 10% stanów Ameryki zaliczamy 🙂
Jutro zapowiada się dzień praktycznie bez zwiedzania. Przynajmniej planowanego. Musimy pokonać ponad 600 km w kierunku Yellowstone. Z jednego motelu do drugiego. Jednak po drodze, na pewno coś ciekawego znajdziemy i zobaczymy.
Czasem spontan w misternie planowanej podróży, też jest potrzebny !
Pisząc ten wpis,, jednym okiem spoglądam na CNN i najnowsze informacje o kolejnym, jeszcze silniejszym trzęsieniu ziemi w Ridgecrest. I według sejsmologów to nie koniec… będą następne silniejsze. Oby do 11.07, kiedy to będziemy ponownie nocować w Las Vegas, już było spokojnie. Taki tu mamy teraz klimat.
No ale, teraz trzeba odpocząć po tym upalnym dniu. Jak już wspominałem, zwiedzanie południowego zachodu USA jest jednak hardcorem w lecie. Jeśli możecie urlopować się późną wiosną, lub wczesną jesienią to zdecydowanie to rekomenduję. Jak ktoś lubi hardcore, albo kocha słońce i upały to… feel free.
June and July are perfect then 🙂
Fajnego masz bloga i ciekawe na nim treści czy na serwerze wszystko sie zmieści ? pięknie frazujesz słowa zmuszasz przy tym do myślenia tym komentarzem życzę powodzenia 🙂
Właściwie to zgadzam się z Tobą mam jednak małe ale… Bądź, Trwaj i pisz dalej, a krytyką nie przejmuj się wcale.