Rano, wypoczęci ruszyliśmy do Bryce Canyon National Park. Mimo, że to już 4500 mil amerykańskimi autostradami, drogami i czasem bezdrożami, za nami, to nie czujemy wypalenia podróżą. Co najwyżej słońcem :).
Do Bryce postanowiliśmy nie jechać najkrótszą trasą, tyko dołożyć ok 80 mil i pojechać Scenic Byway 12. Jest to jedna z World’s 10 Most Beautiful Highways wg Fox News. Absolutnie było warto. Niezapomniane widoki ! Były odcinki gdzie jechało się na wysokości ok 3 tys. m.n.p.m, mając po obu stronach jezdni bardzo strome zbocza gór. Barierek oczywiście nie ma. Zdjęcie nie oddaje tej atmosfery. W szczególności przez szybę auto. Dość powiedzieć, że moje skupienie za kółkiem sięgało na tych odcinkach zenitu. Tej drogi nie polecam kierowcom z lękiem wysokości.
Ta przepiękna trasa liczy sobie ok 120 mil i wiedzie przez Cannonville, Henrieville, historyczne Escalante, i Boulder. Po drodze,, obok Escalante, pośrodku kompletnego pustkowia, jest klimatyczna kafejka Kiva Koffee House and Kottage. Zatrzymaliśmy się tam oczywiście na kawę. Z takimi widokami smakowała lepiej, prawie jak prawdziwa włoska kawa ;). Gorąco polecam przejechanie się Scenic Byway 12 jak będziecie mieli okazję. Naprawdę warto.
I w takich pięknych okolicznościach przyrody dojechaliśmy do Bryce Canyon National Park. Zanim jednak wjechaliśmy do parku to zatrzymaliśmy się w na krótki spacer do Mossy Cave i pobliskiego małego wodospadu.
Dalej już sam park. Do wjazdu nie było kolejki, a tego się trochę obawiałem, jako że dojechalśmy ok 11:30. Może temperatura 30 stopni w cieniu na wysokości ok 2 tys m.n.p.m wypłoszyła „normalnych” turystów, albo nie dotarli jeszcze z pobliskiego Zion ? Nie wiem, ale jakoś nie zmartwił nas ten fakt. Auto postanowiliśmy wyjątkowo zostawić na parkingu i pojechać shuttlem do Bryce Point, najbardziej odległego punktu w głównej części parku, zwanej Bryce Canyon Amphitheater.
I tak z tego najdalszego przystanku, wracając do auta ok. 9 km prostym szlakiem The Rim Trial zaliczaliśmy kolejno znane punkty widokowe Upper Inspiration Point, Inspiration Point, Sunset Point, Sunrise Point. Przed nami roztaczały się cudowne widoki na pomarańczowe formacje piaskowca tego kanionu. Najróżniejsze formy tzw, hoodoos, czyli tych skalnych form w kształcie kominów, wieżyc, okien, łuków poddanych erozji, tworzących właśnie amfiteatry.
Co, ciekawe, to nie rzeka była sprawcą tej erozji, jak w przypadku Grand Canyon. Tu nie ma rzeki. W Bryce Canyon, to erozja termiczna i chemiczna wyrzeźbiła te piękne formy. Termiczna erozja, to nic innego jak zamarzająca woda w szczelinach, rozsadzająca powoli skałę. Tak, tak zamarzająca. W Bryce Kanion są bardzo duże wahania temperatury dzień-noc. Chemiczna erozja, to jeśli dobrze przetłumaczyłem sobie info z tablicy, to efekt działania kwaśnych opadów deszczu na wapień.
Po drodze, zeszliśmy też 2 km szlakiem The Navajo Loop na dno kanionu. To było jednak wyzwanie. Na tej wysokości (przypomnę ponad 2,5 tys m n.p.m.), przy tej temperaturze i w słońcu ponad 40 stopni. Przydała się kondycja z roweru. Oj przydała. Niektórzy mijani turyści sprawiali wrażenie jakby czekali na kogoś kto ich wniesie z powrotem na górę. I byli, chyba, gotowi za to słono zapłacić.
Warto było jednak się pomęczyć. Z dna kanionu widać było bezchmurne i przepięknie niebieskie niebo. W życiu nie widziałem takiego koloru nieba. Nawet w Australii. Serio. Nie wiem z czego to wynika, może to efekt kontrastujących ścian kanionu ? Niesamowitej przejrzystości powietrza ? Na zdjęciach może coś będzie widać. Nie podkręcałem specjalnie kolorów.
I tak, dzielnie maszerując w tym upale, robiąc dziesiątki zdjęć, pijąc kilka litrów wody, dotarliśmy do samochodu. Klima była zbawieniem :). Na kolejne kilku kilometrowe szlaki w dół kanionu, nie mieliśmy ochoty, ani siły w tym upale.
Chyba, że konno. Ale jeździć nie umiemy 🙂
Zresztą czas nas gonił. Do hotelu w Cedar City mieliśmy jakieś 2 godz. jazdy. Wyjeżdżając z parku skręciliśmy jeszcze do Fairyland Point. Z widokiem na mniejszy i geologicznie dużo młodszy od Bryce, Fairyland Canyon. Też ciekawe widoki.
To był koniec dzisiejszego zwiedzania. Zmęczeni, ale mega zadowoleni dojechaliśmy do Cedar City. I tutaj na koniec jeszcze jedna niespodzianka. Korzystając jak zwykle z Yelpa postanowiliśmy zjeść. Padło na polecaną peruwiańską restaurację. W życiu nie jedliśmy takiej kuchni. To był strzał w dziesiątkę. Jak ktoś będzie chciał sensownie zjeść w Cedar City ,to niech zajrzy do PISCO Peruwian Cuisine Rotisserie & Grill Fusion. Nazwa dosyć długa, ale warto zapamiętać. Jedzenie super, ceny umiarkowane. Good value for money.
Talentem bije każdy Twój wpis i post, twórcze myślenie nie sprawia Ci problemu, to się nazywa intelektualny most, on sprawia wielką radość każdemu odwiedzającemu.
Przyznam szczerze, że miło i przyjemnie się czyta Twój Portal. Masz wielki talent, ambicję i lekkie pióro… gratuluję 🙂
Wspaniałe pomysły kosztuja grosze. Bezcenni są ludzie, którzy je urzeczywistniają. Twój blog jest tego wspaniałym przykladem…
UX Twojego bloga jest optymalne i nowatorskie, ostylowanie CSS sprawia wrażenie świeżości fajnie też że zadbałeś o detale to „kuje” w oczy. Długo pracowałeś nad jego realizacją ?